Nowa szlachta naukowo-zagrodowa
Od felietonisty oczekuje się wypowiedzi „od siebie”, w lekkiej formie, wszelako nie odbiera mu to prawa do wypowiedzi w tonie nieco poważniejszym. A więc, tym razem nie o pompach.

Upadła idea komunizmu i nie wiadomo, dlaczego partie lewicowe nazywa się dziś komunistycznymi. Pewnie dlatego, że nikt nie pamięta Manifestu Komunistycznego, że byli i są – równi i równiejsi. Hierarchiczna Rzeczpospolita przeżyła dramatyczne lata buntów chłopskich i kozackich. Kozacy nie otrzymali spodziewanej nobilitacji do warstwy szlacheckiej (Zagłoba mówił „cham pozostaje chamem”), więc przyczynili się walnie do pożogi kresów. Pozostała zła pamięć dzieląca Polaków i Ukraińców, trudna do zatarcia mimo wysiłków intelektualistów – uczciwych polityków, historyków i artystów.
Ideę egalitaryzmu narodzonego we Francji zapoczątkowały rewolucyjne, krwawe, później ewolucyjne zmiany struktur społecznych. W Polsce za zasługi na polu walki, i nie tylko, później za zasługi dla zaborców w Galicji, nagradzano szlachectwem. Jedni pięli się w górę, inni przepijali mająteczki i stąd narodziła się uboga szlachta zwana zagrodową.
Powstały warunki do kształtowania się polskiej klasy średniej i polskiej inteligencji. Niełatwe. Szkoły bez języka polskiego, krwawe walki powstańcze, emigracje i zsyłki patriotów. Kolejne pokolenie poniosło ofiary na frontach I Wojny Światowej i w obronie odzyskanej niepodległości. Po dwudziestu latach hekatomba wojny i okupacji hitlerowskiej. Polska inteligencja ginie w gettach, obozach i w Powstaniu Warszawskim, wykrusza się kolejną emigracją wojenną i powojenną.
Znalazłem się wśród tych świadków historii, którzy przeżyli zajęcie Lwowa przez Armię Radziecką, cudem uniknęli zsyłki na Wschód, wyszli z piwnicy na Żoliborzu, po 60 dniach powstania, przez obóz w Pruszkowie. W Polsce Ludowej śpiewali „budujemy nowy ład” wraz z młodzieżą robotniczo-chłopską oraz kolegami z nowej zdeklasowanej klasy średniej, zwanej „inteligencją pracującą”. Studia po kursach maturalnych, czystki ideologiczne, wymiana kadr profesorskich na marcowych docentów. Kto to dziś pamięta?
Tak właśnie kształtowała się nowa polska inteligencja. Polska Ludowa odpowiada za awans młodzieży, ale też za jej negatywną selekcję – za emigrację motywowaną materialnie i ideologicznie. Kariery wybitnych jednostek, dysydentów solidarnościowych, świadczą o skali poniesionych strat.
Egalitaryzm, jako się rzekło, wyzwolił ambicje. Przyszły liczne sukcesy zbiorowe, jak zwycięstwa wunderteamu lekkoatletów w 1958 roku, sukcesy na ringach, boiskach, piłkarskich i siatkarskich. Ale nas interesuje inna indywidualna konkurencja – wyścig po dyplomy wyższych uczelni. Ten wyścig trwa niezależnie od potrzeb rynku pracy. Dziś Polska znajduje się na czele krajów Europy pod względem liczby absolwentów. Odsetek osób w wieku 30-34 lata z wyższym wykształceniem plasuje się na poziomie 45,7 procent (w Unii 39,9), podczas gdy w 2002 roku wynosił jedynie 14,4 proc. Dyplom licencjacki nie wystarcza, magisterski nie zadowala. W ubiegłym roku ponad 40 tysięcy osób podjęło studia doktoranckie. Można sądzić, że rocznie przybywa nam kilkanaście tysięcy (warto sprawdzić) doktorów, specjalności wszelakiej, jakości marnej. Czy ilość przechodzi w jakość? Czy ten dogmat marksizmu znajduje tu potwierdzenie?
Doktorat staje się patentem nowego szlachectwa i jest zwykle przepustką do kariery uniwersyteckiej. Kolejną jest habilitacja pozwalająca okopać się i ewentualnie nacierać na profesurę. Nie zapomnę świeżo nominowanego profesora, który żartował, że wreszcie może pracować, byle mu tylko studenci nie przeszkadzali. A później stwierdzał „jaka płaca...”, i z pokorą przyjął emeryturę wraz z tysiącami innych zmuszonych do opuszczenia uczelni po osiągnięciu wieku określonego aktualnie obowiązującą ustawą. A jaka kadra uczelniana, takie uczelnie.
Uniwersytet Jagielloński jest w czwartej, a Politechnika Warszawska (najlepsza z polskich uczelni technicznych) jest w ósmej setce uczelni klasyfikowanych w uznawanym w świecie Szanghajskim rankingu wyższych uczelni. Taka to jest sytuacja polskiej nauki w wyniku kolejnych, coraz gorszych prób reformowania nauki i edukacji, z wciąż obowiązującą habilitacją i polityką, również finansową. Czy ktoś zna wykładowcę z tytułem magistra? A takim, dawno temu, był Mieczysław Stępniewski, główny konstruktor Warszawskiej Fabryki Pomp. Ilu znamy wykładowców pozyskanych z uczelni zagranicznych?
Na koniec felietonu niech będzie wolno wypowiedzieć się o znanych mi seniorach zasłużonych w dziedzinie szeroko pojętej techniki pompowej. Jak procentuje ich wiedza i doświadczenie? Ilu z nich, jak to dawniej bywało, pozostawiło katedry i kontynuatorów? Wśród licznego grona zaprzyjaźnionych profesorów-emerytów podziwiam dwóch: jeden wydaje kolejną książkę, drugi (80 plus) kontynuuje karierę akademicką, wykładając logistykę w Szkole Bankowej. Trzeci, proszony o krótką wypowiedź do zamieszczenia na okładce mojej książki, odpowiedział: „...nie zmuszaj mnie do czytania... wybierz jedną z czterech propozycji...”.
Trzystu zasłużonym inżynierom przysługuje członkostwo w Akademii Inżynierskiej w Polsce. Dziś w skład tego areopagu wchodzą głównie seniorzy z tytułami profesorskimi z uczelni i instytutów, w tym kilka osób z zagranicy. Pora się przyznać, że i ja mam tytuł doktora i jestem członkiem Akademii. Doktorat uzyskałem w 1980 roku, pragnąc udowodnić, że można go uzyskać pracując w przemyśle. W 2007 roku znalazłem się (przez zaskoczenie!) w gronie nielicznych doktorów akademików. Zawdzięczam to profesorowi Maciejowi Zarzyckiemu, który był w tym czasie członkiem władz Akademii i doceniał działalność przemysłową oraz rolę czasopisma inżynierskiego, które redagowałem. W 2012 roku zorganizowałem we Wrocławiu sympozjum poświęcone profesorowi Adamowi T. Troskolańskiemu. To wydarzenie, o niewielkiej przecież skali, znalazło się niestety jako jedyne w rocznym sprawozdaniu z działalności merytorycznej Akademii, dając świadectwo zaniku jej misyjnego, statutowego charakteru. Dopełniło mój krytyczny osąd stanu nauki i edukacji w Polsce. Chciałoby się powiedzieć, że może już być tylko lepiej.
Komentarze